Chcesz nowego SEATa za 317zł/mc?
Powoli w naszym kraju próbują się zadomowić kredyty balonowe na nowe samochody. Pierwszą markom, która wystartowała z tą ofertą, była chyba Skoda i to nawet z dość niezłą ofertą. Następny był Fiat, raczej z dość przeciętną ofertą samochodów na abonament. Teraz w tym kierunku ruszyła cała Polska Grupa Dealerów, z takimi markami jak SEAT, Hyundai czy Nissan.
Czym jest kredyt Balonowy?
Jest to usługa finansowa z pogranicza leasingu i wynajmu długo terminowego. Zakup pojazdu składa się z trzech etapów, podobnie jak w leasingu:
- wkładu własnego – najczęściej w przedziale od 0-30% wartości
- rat odsetkowych – najczęściej w okresie 36-48 miesięcy (3-4 lata)
I na tym etapie finansowanie zwracamy instytucji finansowej ok. 50% wartości samochodu i to tylko za fakt, iż z niego korzystamy. Co w pewnym stopniu ma odzwierciedlać zwrot straty wartości pojazdu, jaki wynika z naszej eksploatacji. A w związku z faktem, iż nowe auta mają ok 3-5 letni pakiet gwarancyjno-serwisowy. Można powiedzieć, iż podpisujemy 3-4 letni kontrakt na długoterminowy wynajem danego samochodu. A tak naprawdę jesteśmy klientami leasingu konsumenckiego.
- Po 3-5 latach, jak nam się już „stary” samochód znudzi mamy wybór:
- wykup auta w postaci ostatniej raty balonowej (ok. 50% wartości)
- wykup auta rozłożony na zwykłe raty – np. na kolejne 2 lata
- wymiana na nowy kontrakt balonowy (wartość pojazdu jest zaliczana na wkład własny nowego pojazdu)
Czyli nie można po prostu zakończyć kontrakt i zwrócić samochód sprzedawcy? Wiem, iż to mało opłacalne rozwiązanie, ale chyba powinna być czwarta opcja?
Więc czym mnie zainteresował SEAT?
Nie tym, iż chcę mieć SEATa, czy jakąś ekstra ofertą. Raczej z ofertą, która w żaden sposób się nie zgadza z przekazem reklamowym.
No trzy Zera, to dość ciekawa oferta. Co prawda pewnie za podstawowa wersja, ale to tylko ok. 15 000 zł/4 lata plus pewnie jakieś ubezpieczenia itp. Może być ciekawe, klikam.
Danych raczej nie zostawię. Ale chcąc zobaczyć tę ofertę na Leona, wchodzę na stronę SEATa i szukam form finansowania.
Dobra, oferta konsumencka i kredyt na 5 lat (60 miesięcy) – może stąd tak atrakcyjna oferta?
Dobra uruchamiany kalkulator i patrzymy na wycenę.
I gdzie ten nowy SEAT Leon za 317 zł? Dobra liczymy, ile wyjdzie za tego Leona:
- 35 400 zł + 60 x 676 zł = 35 400 zł + 40 560 zł = 75 960 zł -> 107,29 %
- 0 zł + 60 x 1 314 zł = 78 840 zł -> 111,36 %
Dobra, czyli to nie jest kredyt balonowy, gdyż nie mamy tu trzeciej wysokiej raty lub opcji wymiany na nowy. Co prawda nie jest to też żaden kredyt 3×0%, bo przez te 5 lata dopłacić te 7,29%-11,36% (1,458-2,272%/rok) wartości samochodu w formie innych opłat – pewnie ubezpieczenie OC, ubezpieczenie niskiego wkładu własnego, opłata przygotowawcza itp. „prowizje”.
Tylko czemu kalkulator podpowiada cenę katalogową w wysokości 70 800 zł, jak według strony SEATa ceny Leona zaczyna się od 59 400 zł za wersję 5D i od 64 200 za wersje SC – jest jeszcze wersja ST, ale według kalkulatora to inna pozycja. Może to przeciętna cena, za jaką klienci nabywają swój samochód – z doliczeniem opcji itp.
Dobra, to co dostanę za te 317 zł?
Leona raczej nie kupię, ale patrzymy na tego malucha Mii – bo to pewnie on jest za te 317 zł.
I gdzie te 317 zł? Jest blisko, no ale bez tej magii trzech zer.
- 16 800 zł + 60 x 321 zł = 16 800 zł + 19 260 zł = 36 060 zł -> 107,32 %
- 0 zł + 60 x 624 zł = 37 440 zł -> 111,42 %
No, nie jest źle, bo z innymi opłatami kredyt kosztuje nasz 7,32%-11,42%. A patrząc na wycenę Leon, możemy spodziewać się nie tak do końca gołej wersji.
Jednak odwiedzając stronę modelu Mii, zobaczymy, iż ceny zaczynają się od 38 500 zł. Czyli kalkulator na dzień dobry zaniża ceną auto o 5 000 zł, a mimo tego i tak nie otrzymujemy obiecanej raty 317 zł. Może, ktoś na dzień dobry założył, iż dostaniemy taki upust, ale jak się nie uda go dostać. To będziemy płacić dodatkowe 45/90 zł miesięcznie, przez co najtańszy samochód w ofercie i tak będzie o 15% droższy, niż twierdzi reklama.
Wnioski?
- SEAT nie oferuje kredytu balonowego
- Reklamy kłamią
A do tego PDG strasznie, próbuje wyciągnąć od nas nasze dane. Gorsze są tylko marki, które chcą nasze dane tylko po, to by pobrać katalog samochodu.
Mój kumpel pracując kiedyś w Orange powiedział, że reklama zawiera fałszywe informację, by klient napalony na ofertę przyszedł do salonu i by wcisnąć mu cokolwiek. Oferty reklamowe zawierają kropki, gwiazdki i przecinki, które widnieją tylko na ekranie telewizora. Jeśli więc klient zacznie marzyć o nowym Seacie i dostatecznie długo nad tym myślał i się w sumie zdecydował, to idzie do salonu, a tam dostaje całkiem inne warunki. Jest jednak na tyle napalony, że bierze go o 200 złotych drożej miesięcznie niż w reklamie, bo tak bardzo chce go mieć…
Niestety reklama jest dźwignią handlu, ale by się utrzymać to trzeba kłamać i wprowadzać w błąd klienta np. telemarketerzy Telekomunikacji Polskiej.